moraine moraine
711
BLOG

Lepiej wyjść na zdrajcę niż na nieudacznika

moraine moraine Polityka Obserwuj notkę 13

W demokracji decyduje podobno większość. Władze miasta wybiera większość, ale ta sama władza boi się podjęcia decyzji w sprawie budowy pomnika i chce przeprowadzić referendum. Właściwie nie wiadomo po co, bo przecież i tak jest jasne, że większość która wybrała władze niechętne wobec mniejszości która chce pomnika zabroni budowy pomnika. Natomiast te same władze nie chcą przeprowadzenia referendum w sprawie parad homoseksualistów odbywających się co roku. A może większość sobie nie życzy tych parad? No, ale w demokracji podobno szanujemy mniejszości. Homoseksualiści to właśnie ta mniejszość którą podobno należy uszanować, a poza tym istnieje przecież wolność zgromadzeń. Tylko dlaczego ludzie którzy chcą pomnika dla ofiar największej katastrofy po 1945 roku, a nawet gotowi są zapłacić z własnej kieszeni za jego budowę oraz pomimo, że są w mniejszości nie są szanowani? Dlaczego rozbija im się demonstracje oraz leje pałą organizatorów? Dlaczego faceci i babeczki specjalizujący się w innej orientacji seksualnej mogą na swoje demonstracje ściągać platformy i tiry wypełnione frędzlami oraz emitować głośne dzwięki, a mały namiocik na Krakowskim Przedmieściu przeszkadza tak bardzo, że należy lać pałą ludzi znajdujących się w środku? Jeśli takie są standardy demokracji to wzorem państwa demokratycznego jest więc Białoruś. Tylko dlaczego polskie władze oburzały się gdy Łukaszenko demontował namioty w Mińsku? I wreszcie skoro w demokracji decyduje większość która może decydować o pomnikach to skoro większość mieszkańców Europy uważa za słuszne wprowadzenie kary śmierci dla morderców to dlaczego nikt nie przeprowadza referendum? 

Gdybym był demokratą to pewnie znałbym odpowiedzi na te pytania, albo przynajmniej udawałbym, że znam. Na szczęście nie mam takich dylematów i mogę śmiało podzielić się z wami moim najnowszym spostrzeżeniem. Otóż poza emocjami wywoływanymi świadomie przez walczące ze sobą obozy przeciwko swojej konkurencji politycznej które w demokracji muszą być obecne gdyż większość nie odróżnia deficytu budżetowego od długu publicznego zauważyłem nowy sposób na wzniecanie tych emocji. Czyli wywoływanie negatywnych emocji również w stosunku do własnej osoby, albo przynajmniej brak reakcji gdy takie emocje wywołuje strona przeciwna. Dobrym przykładem są Barak Obama oraz Donald Tusk. Obaj w swojej kampanii obiecali dużo. Bardzo dużo. Lud uwierzył, zagłosował, ale niestety wszystko pozostało po staremu. Wszystko poza zwiększającym się długiem w obu krajach. A to pech. I wtedy twórcy polityki miłości zdecydowali zagrać trochę na nienawiści. 

Skoro istnieją ludzie którzy uważają, że Barak Obama nie urodził się w USA i jest to znaczna mniejszość to nie należy ich przekonywać, że jest inaczej. Po pierwsze to i tak twardy elektorat przeciwnika, a więc "nic ich nie przekona". Po drugie przeciwnik wykorzysta te wątpliwości ośmieszając się. Przeprowadzi wielką kampanię mającą na celu zmuszenie Obamy do ujawnienia oryginalnego aktu urodzenia. Sztab wyborczy Baraka zrobi wszystko, aby do tego nie doszło i możliwie jak najdłużej przeciągać w czasie to "zmuszanie". Dzięki temu przeciwnik będzie ośmieszał się coraz bardziej zamiast zajmować się nieudolnością i niespełnionymi obietnicami Obamy. Ten szatański plan działa. Oto Donald Trump - miliarder, biznesmen, znany deweloper, juror w programach rozrywkowych, celebryta i gawędziarz w jednym postanowił rozważyć kandydowanie na prezydenta USA. Donald Trump lubi sobie pogadać dlatego nigdy nie odmawia występowania w telewizji zaczynając na komentowaniu plotek o gwiazdach Hollywood, a na polityce kończąc.

Zawsze jest co komentować, a że najlepiej rozgrzewać emocje to pan Trump postanowił rozprawić się z prezydentem ostatecznie zmuszając go do ujawnienia swojego aktu urodzenia. Niestety pan Trump ma szansę otrzymać nominację Partii Republikańskiej jako kandydat na prezydenta. A więc całkiem poważnie bój u Republikanów może rozegrać się pomiędzy Sarą Palin i Donaldem Trumpem. Jest jeszcze polityk Mitt Romney, ale kto by się tam nim przejmował to tylko polityk, a nie celebryta. O tak, to najnowszy trend który w Polsce zawita pewnie dopiero w następnej kampanii. Celebryci w USA najpierw komentowali wydarzenia polityczne, a teraz chcą już kandydować. W Polsce na razie tylko chcą komentować, ale kto wie trzeba przecież gonić Amerykę. Liczy się przecież rozpoznawalność jak to w demokracji. A więc pan Trump poszedł ostro. Najpierw oświadczył, że libertarianin Ron Paul z Partii Republikańskiej jest w porządku, ale nie ma żadnych szans, aby kiedykolwiek zostać prezydentem. Nie ma szans i już. Skąd my to znamy? A więc człowiek reprezentujący rozsądek został już skreślony, ale to za mało aby osiągnąć sukces.

Trump rozpoczął sypanie obietnicami. Najpierw zagroził wojną ekonomiczną z Chinami, później zażądał od narodu irackiego ropy jako zapłaty za "wprowadzenie demokracji" w tym kraju (pewnie od Libijczyków też będzie chciał zapłaty), a następnie okazał swój akt urodzenia oświadczając, że skoro prezydent ujawnił tylko certyfikat o istnieniu aktu urodzenia i to bez pieczątek, a nie sam akt to pewnie "ma coś do ukrycia". Bo jakby nie miał to przecież zrobiłby tak samo co Donald Trump. Problem polega na tym, że właśnie zrobił to samo. Okazało się, że Trump też pokazał tylko certyfikat o istnieniu aktu urodzenia... Ale Barak Obama się nie poddaje i przez lata wydał 2 miliony dolarów na prawników tylko po to, aby nie musieć przedstawiać oryginalnego aktu urodzenia. Dwie duże bańki to naprawdę mało jak na prowadzenie kampanii negatywnej wobec siebie. Kampania pozytywna kosztuje kilkaset milionów, a i tak nikt nie ma pewności, że poskutkuje. Gdyż w demokracji lepiej podsycać teorie spiskowe. Gdyby jednak jakimś cudem wiara w społeczeństwie w te teorie wzrosła znacznie i zaczęła zagrażać Barakowi wtedy dumnie w ostatnim tygodniu kampanii wyjmie z kieszeni swój akt urodzenia ośmieszając swojego konkurenta ostatecznie i oczywiście wygrywając wybory jako ten rozsądny. O nieudaczniku zadłużającym kraj nikt już nie będzie pamiętał.

Natomiast też Donald, ale Tusk działa podobnie jak Barak. Lepiej, aby trochę ludzi myślało, że przeprowadził zamach razem z Ruskimi. Łatwiej prowadzić kampanie, bo ludzi wrzeszczących o zamachu łatwiej ośmieszyć. Łatwo też wrzucić wszystkich mających wątpliwości co do postępowania premiera po katastrofie do jednego wora jako spiskowców. Premier nieudacznik musiałby się tłumaczyć z tego kto właściwie wybrał konwencję chicagowską, dlaczego nie ma czarnych skrzynek i wraku w Polsce itd. Same nieprzyjemności. Ale jak mniejszość wrzeszczy na cały kraj "ZDRAJCA!" to zawsze wzbudzi większe emocje i przekrzyczy eksperta zadającego trudne pytania. Część twardego elektoratu PiS wierzy w zamach, ale pewnie część twardego elektoratu PO również w niego wierzy. Bo przecież wielokrotnie pokazywali swoją nienawiść podsycaną przez polityków PO wrzeszcząc nawet o zabiciu, zastrzeleniu, dorzynaniu. A więc podświadomie być może nawet wierzą, że w końcu Tusk dorżnął watahę i dobrze się stało. Prawdziwy twardziel. Boją się przeprowadzić taki sondaż, boją się prorządowe telewizje zapytać twardy elektorat premiera.

Tak to niestety w demokracji jest. Lepiej wyjść na zdrajcę niż na nieudacznika. Bo ze zdrajcą opozycja nie rozmawia, nie zadaje się żadnych pytań. Przecież wszystko jest oczywiste - to sprzedawczyk. Premier się cieszy, bo nie musi odpowiadać na pytania ze strony przeciwników o swoją nieudolność, bo z oszołomami nie będzie dyskutować, bo przecież "ich i tak nie przekona", że to nie on podpiłował skrzydło bombowca. A więc następnym razem jak zorganizujecie zadymę wrzeszcząc o zdradzie i nawołując do dżihadu zastanówcie się trzy razy, bo tego właśnie chce Donald i jego służalcze media. Zacierają ręce, bo znowu można straszyć oszołomami. O fatalnym stanie finansów państwa nie krzyczycie, bo trzeba byłoby pokazać receptę, a tej prezes doktor Kaczyński wydać nie potrafi. 

moraine
O mnie moraine

kontakt: liberty.moraine@gmail.com

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka